Ranna, przemoczona, zmęczona i przestraszona - tej nocy taka była Kaiku.
Wieczorem podczas polowania zaatakował ją niedźwiedź. Udało jej się go
pokonać, ale z potyczki nie wyszła bez szwanku - niedźwiedź zranił ją w
brzuch. Rana była powierzchowna, ale bolała i krwawiła całkiem mocno,
gdy wilczyca się ruszała. Później zaczął padać deszcz, a przestraszona
nie chciała się nigdzie chować, wolała pozostać czujna i iść dalej. A
wędrowała już bardzo długi czas, co najmniej kilka dni. Łapy jej
odpadały.
Kai postanowiła, że poszuka pajęczyny, by zatamować krwawienie, jednak
podczas takiej pogody ciężko znaleźć cokolwiek przydatnego. A pajęczyna
musi być sucha, by dobrze przykleiła się do sierści, tamując w ten
sposób krew. Echo w poszukiwaniu suchej przędzy musiała więc wejść do
lasu, a następnie do podziemnych nor lub do jaskiń.
Weszła więc pomiędzy drzewa, rozglądając się przy tym za czymś
pożytecznym. Niestety krew ciekła po jej brzuchu nieprzerwanie,
wycieńczenie dawało się we znaki. Czas uciekał.
Kai nie odnalazła wystarczającej ilości pajęczyny, by zatamować
krwawienie. Koniec końców straciła przytomność z powodu utraty znacznej
ilości krwi. Upadła na środku polany, widząc gdzieś w krzakach dwoje
świecących oczu.
"Jestem już martwa?" - pomyślała, widząc jak krzewy się poruszają, a
spomiędzy nich wychodzi duży wilk. "Borze szumiący, pomóż!" - z tą
prośbą stała się ciemność.
Kai, odzyskawszy przytomność, poczuła, że coś jest nie tak. Przecież upadła na trawę. Była w lesie. A obudziła się w... jaskini!
A wokół niej na dodatek znajdowały się różne głowy przeróżnych kształtów
i kolorów. Kai podskoczyła w miejscu, podnosząc ciało do siadu.
- Co jest...?! - wyszczerzyła kły, widząc kilka par oczu patrzących wprost na nią.
- Nie ruszaj się, niedawno krew przestała lecieć. Co cię tak załatwiło? -
zapytał brązowy basior. Kai od razu poznała jego oczy. To on był w
lesie!
- Czemu tu jestem? - zapytała, nie przestając warczeć i odsuwać się powoli od wszystkich.
- Przeniosłem cię do naszego legowiska, żebyś tam w lesie nie umarła - wyjaśnił samiec, uśmiechając się lekko.
- Powinnaś podziękować, a nie - odezwał się groźny głos z drugiego końca
jaskini, jako że wszyscy siedzieli przy samym wyjściu. Kai zerknęła za
siebie, przy ścianie na końcu legowiska siedział biały samiec z
czerwonym pyskiem.
- Za co?
- Uratował ci życie, mogłabyś być wdzięczna. Nie żeby mnie to cokolwiek
obchodziło - wzruszył ramionami i ponownie ułożył się do spania,
odwracając się plecami do reszty sfory, jak tę grupę nazwała Kai.
- Kim jesteś? - zapytał granatowy basior z heterochromią.
- Wilkiem - mruknęła Kai, kładąc głowę na łapach.
- No tak, dzięki, że wyprowadziłaś mnie z błędu. Myślałem, że jesteś
ropuchą - odpysknął tamten, na co Kai zmierzyła go jedynie morderczym
wzrokiem, nie unosząc głowy.
- Kaiku - odpowiedziała w końcu, patrząc na brązowego - Kto jest Alfą?
- Mua - odpowiedział.
- Chcę tu zostać - powiedziała Kai, w jej oczach widać było determinację.
- Ło, ło, myślisz, że tak po prostu do nas dołączysz? - ponownie odezwał się biały basior.
- To decyzja Alfy, nie twoja. Pewnie nie jesteś tu ważny, skoro nie siedzisz z innymi.
- Powiedz to jeszcze raz! - warknął biały, podnosząc się gwałtownie.
- Zmuś mnie.
- Zero kłótni! Nawet się nie przymierzajcie do tego. Ma być spokój! -
Alfa podniósł się i ryknął swoim potężnym głosem, uspokajając
wszystkich. - Dlaczego uważasz, że nadajesz się do watahy?
- Bo potrzebuję domu i mogę wam się przydać. Bez Medyka długo nie pociągniecie.
- Ona jest szpiegiem - odezwała się któraś z wader.
- Słucham? - Kai oburzyła się nieco.
- Skąd więc wiesz, że nie mamy medyka? - zapytała ponownie ta sama, biało-tęczowa wilczyca.
- Właśnie teraz się dowiedziałam, że nie macie medyka, dzięki że mi powiedziałaś - Kai uśmiechnęła się pod nosem.
- Sprytnaś - zaśmiał się Alfa.
- Więc? Mogę tu zostać, prawda?
Alfo?
Alfo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz