-Jak rozpaliłeś ogień? Jesteś słaby w takich rzeczach.-podeszłam do niego
-Jaskiniowcy dali mi go prawie za darmo-uśmiechnął sierpień
-Złodziej!-zaśmiałam się i uniosłam brew- Prawie?
-Lekko się gniewali, ale to tylko prastarzy ludzie. Lepiej siadaj, zaraz będzie śniadanie- wskazał mi miejsce i zerknął na dwie przepiórki ,oczyszczone już z piór.
-Nie jestem jakoś głodna- burknęłam i klapnęłam na ziemię
-Znowu? Masz za bardzo bujną wyobraźnie. Nieważne, opowiadaj.
-No dobra...-zaczęłam opowiadać o śnie, który śnił mi się tej nocy, lecz nie był to pierwszy raz:
„Słońce prawie już zapadło w sen. Ostatni raz musnęło swym jasnym promieniem horyzont i pożegnało się ze stworzeniami na dobre kilka godzin. Leżałam na jednym z wzgórz i obserwowałam jak księżyc zamienia się z ognistą kulą miejscami tworząc majestatyczny widok. Czyli to, co zwykle robiłam w tym śnie.-mówiłam do niego- Dopiero gdy było już całkowicie ciemno wstałam i rozprostowałam się. Lekki, nocny wiatr zaczął powiewać liście wysokich drzew tworząc przy tym delikatny dźwięk. Rozejrzałam się dookoła, a następnie znów spojrzałam w niebo. Moje głęboko niebieskie ślepia wpatrywały się w błyszczące gwiazdy.
Ostatnie z dziennych stworzonek chowały się w swoich norach, normalnie lisy i ptaki. Wtedy pojawiły mi się te dziwne myśli, że widzę krew, a później ciebie. Nie czułam się tą inną. Pamiętałam, że w tej krainie/śnie źle traktowano to co robiłam. Jednak nie mogłam przestać, musiałam na to patrzeć. Czułam satysfakcję, lecz potem znowu myśl: „To nie mogę być ja!”
Potem zaczęłam szukać jakiegoś miejsca. Wtedy w tamtym miejscu można było spotkać tylko ludzi i jakieś normalne, małe zwierzęta. Usłyszałam huczenie sowy. Postanowiłam zostać na chwile w jakimś wątłym zaułku i pomyśleć w samotności. Zobaczyłam małą polankę godną uwagi. Jeśli suchą trawę i małe drzewa można nazwać godnymi uwagi..
Z gracją osiadłam na ziemi. Położyłam głowę w biało-lazurowych łapach łapach i zamknęłam na chwilę oczy, tym samym przykrywając łeb ogonem.. Ujrzałam widok opustoszałej polany, która wręcz tonęła pod ciężkim, białym puchem. A wtedy wspomnienie powracało. Wspomnienie godne uwagi, które uwielbiałam. Tak, to było mą miłością...Usłyszałam ciche stąpnie stóp. Ciężar obcego stworzenia zgniótł jakiś cienki patyk, który wydał donośny dźwięk. Wstałam niczym maszyna, która dostała komendę. Na moich źrenicach można było teraz zobaczyć cienkie, czerwone stróżki. Zobaczyłam stare drzewo, lekka siła i już będzie leżeć. Skoczyłam na nie. Obaliło się i zobaczyłam przeciwnika. Podeszłam do niego stąpając po drewnie. Pokazałam białe kły i wyobraziłam sobie co będę mogła z nim zrobić. Szyderczy uśmiech zagościł na mym pysku. O tak! To „coś” kierowało mną. Nie potrafiłam się powstrzymać. Musiałam to zrobić...
Był to mały człowieczek. Jakiś kilkuletni chłopczyk. Otworzyłam paszczę, aby zobaczył moje białe, ostre jak sztylety zęby. Musiał wiedzieć co go zabije. A nie! Następnego razu nie będzie...Niech nikt lepiej nie podchodzi do psychicznej zabójczyni, która zrobi wszystko co może by zabić. No oczywiście były wyjątki, jak udzielanie rad jako psycholog. Tylko wtedy potrafiłam się na chwilę uspokoić. Pomińmy... Przecież to już znasz.
Mała istotka zaczęła uciekać. Ponownie „wzniosłam”( tu; zdałam sobie sprawę, że już będę mogła go zabić i przebiję jego serce ) się ku góry. Biegłam kilka metrów za nim. Przeleciałam szybko nad nim i porwałam go za starą koszulę zrobioną z dziwnego materiału, swoim kłami. Zaczęłam natychmiastowo szarpać go. Zatrzymałam się po kilku sekundach Spojrzałam na niego. Cały się trząsł. Jeszcze żył... I to był prawdziwy człowiek. Jest dumny i myśli, że jest najsilniejszy. Tak naprawdę jest na odwrót. To zwykła kreatura, która jest przemądrzała! Spojrzałam głęboko w jego zielone oczy. Były pełne strachu. Zaszczekałam(u mnie brzmi to niczym ryk jakiegoś stwora) na niego i puściłam. Upadł. Jego krzyk był muzyką dla moich uszu. Mimo iż preferowałam inny styl lubiłam to. Złapałam go za nogę. Potarmosiłam go trochę, po czym znów puściłam. Teraz patrzyłam tylko jak jego bezwładne ciało Leży koło mnie. Miał złamaną nogę i poszarpaną twarz.
-Co malutki, trzeba było ze mną nie zaczynać!- powiedziałam- Jesteś wolny!- ostatnie słowa zadziałały niczym sygnał. Miał miękkie ciało więc szybko przebiłam jego klatkę piersiową. Wyrwałam serce i kolejny raz przebiłam pazurem. Usłyszałam głosy. Matka wołała swojego synka. Biegła w moją stronę. Była sama, to idealna okazja na kolejne zabójstwo. Jednak nie. Niech cierpi jeszcze więcej. Zobaczyłam jak kobieta w sukni opadła na kolana. Warknęłam na nią. Posłałam jej szczery uśmiech, lecz ta pewnie i tak go nie zauważyła. Zawróciłam i poszłam dalej. Zamknęłam na chwilę oczy. Wtedy wystrzeliłam jak z procy. Mięśnie pracowały ciężej niż przed chwilą, ale byłam przyzwyczajona do wysiłku fizycznego. Po kilku godzinach zatrzymałam się. Chciałam obmyć się z krwi. Wtedy szelest. Wskoczyłam na tego kogoś. Przygwoździłam jakieś stworzenie do ziemi i nie puszczałam. Rwało się chwilę lecz przestało. Przycisnęłam mu moje pazury do gardła.
-Kim jesteś?! Gadaj!!- wtedy zmienił się w cień i zniknął”
Skończyłam opowiadać
-Czyli znowu to samo. Nie jestem lekarzem, ani nikim podobnych, ale masz poważne problemy
-Wielkie dzięki. Nie pomagasz-zerknęłam na ogień i zmieniłam jego barwę na niebieską- O wiele ładniej. Nie uważasz?-nie dałam mu przedtem nic powiedzieć
-Blau, nie zmieniaj tematu-popatrzył na mnie. Nic nie odpowiedziałam- Masz rację, ładniej-westchnął.
-No, widzisz? A gdzie jest Sevin?
-Nie wiedziałem go od rana, moim zdaniem może nie wracać.-zawiesił przepiórkę nad ogniem
-Potwór!-syknęłam
-To ty masz psychiczne sny. I kto jest potworem?-uśmiechnął się
-Ty jesteś, ja mam po prostu dziwne sny i jestem wariatem. Idę go szukać
-Rób co chcesz, ale wracaj, jak go nie znajdziesz, bo się boję, że jeszcze coś zamordujesz
-Ha, ha, ha-powiedziałam i zniknęłam w gąszczu liściastych drzew. Musiałam znaleźć mojego Tetrapterona. Nie może sobie tak latać gdzie popadnie!
Zaczęłam biec. Ominęłam jakieś stado saren i kilka lisów. Po drodze były też strumyczki i inne tego typu rzeczy. W końcu usłyszałam pisk
-Sevin?! Chodź tu!-krzyknęłam. Ten opuścił drzewo owocowe, na którym żerował i podleciał do mnie.
-Nie! Nie! Nie!-krzyknęłam jednak ten był już nad drzewami- Nienawidzę tego!- nie lubiłam kiedy Sevin to robił, w każdej chwili mogliśmy spaść. Nie był Ikranem, a co dopiero Torukiem.
~Minęło Kilka minut~
Samiec zniżył się i opuścił mnie na ziemię, po czym sam wylądował.
-Widzę, że go znalazłaś- Irayo podszedł do mnie.
-Na całe szczęście, chyba...-wtedy ktoś wyszedł z krzaków, jakieś dwie wadery.
-Kim jesteście?-spytała szara
-Podróżnikami-odrzekłam sucho
-Jestem alfą tych terenów-zaczęła. Brat cofnął mnie łapą.
-Moja przyjaciółka nie potrafi rozmawiać. Szukamy watahy-spojrzałam na wadery spod byka. Sevin podszedł do mnie i wyszczerzył kły na nieznajome
-Co to jest??-powiedziała ta druga
-To osoba, Sevin, mój Żądłonietoperz. A to wy jesteście czymś-warknęłam
-Przeprosiłabyś-szturchnął mnie Irayo
-Je? Nigdy, prędzej dam się zamrozić- posłałam waderom groźnie spojrzenie. Kolejna alfa...ta pewnie też będzie się tak rządzić...
Alfa/Druga Wadera
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz